Rozdział pierwszy

1.

"I przyszła taka jakaś dziwna tęsknota.
Łajdaczka nieproszona. 
Za czymś, co jeszcze się nie zaczęło. 
Za smakiem, którego nie zdążyły poznać usta. 
Za dłonią, w której nie znalazła się dłoń.
Za zapachem, który nie obiegał serca"
K. Kowalewska

23 marca 2019, Los Angeles
Pamiętam dotyk Avie na swoim policzku pokrytym lekkim zarostem, każdy pocałunek, jaki składała na moich wargach. Przy niej widziałem, słyszałem i przeżywałem wszystko inaczej, jakby odblokowywała we mnie zupełnie innego człowieka zarezerwowanego jedynie dla jej osoby.
Zamykam na chwilę zmęczone oczy i wyobrażam sobie brzoskwiniowe, pełne usta z blizną nad górną wargą, po lewej stronie. Po raz kolejny składam słodki pocałunek na tych nietuzinkowych ustach.
Zapamiętałem każdy szczegół jej ciała, każdą reakcję na mój widok. Lecz jednego nigdy nie potrafiłem pojąć – jak w stanie taka na pozór niewinna i łagodna istota, może wpłynąć na takiego mężczyznę jak ja? Od początku była to dla mnie zagadką, jakiej nie zdołałem rozwikłać.
Wdycham powoli ciężkie powietrze. Lubię przypominać sobie dni, które mi przepadły i nigdy nie zdołają już powrócić. Czasami wracam do dni, kiedy czuła się przybita. Wtedy przychodziła do mnie, obejmowała delikatnie od tyłu chudymi, aczkolwiek umięśnionymi rękoma z pomalowanym zazwyczaj na szaro paznokciami, kurczowo wtulała się w moje plecy, a ja obracałem się powoli w uścisku w jej stronę, tak, aby móc zobaczyć każdy detal jej twarzy.
Za każdym razem widziałem ściągnięte brwi, które świadczyły o tym, że gorączkowo się nad czymś zastanawiała; spokojnie oczy utkwione w moich czekoladowych tęczówkach oraz zaciśnięte usta, zwężone w poziomą kreskę, choć nieraz je przygryzała aż do krwi. Przywierała do mnie mocniej z każdym oddechem, wtulała twarz w tors, a ja przyciągałem ją do siebie jeszcze bardziej, jakbym bał się, że zaraz wyślizgnie się z objęć.
I szeptała cichutkim, słabym, a nawet zachrypniętym od płaczu głosem: Bądź moim Achillesem, mym Zorro, Aniołem, kimkolwiek. Po prostu mnie strzeż. A ja obiecywałem, że będę każdym z nich. Czy dotrzymałem słowa? No cóż, w pewnym sensie tak, lecz, jak wiadomo, każdy bohater ma swoją czarną stronę, swój słaby punkt.
Moim słabym punktem była, jest i będzie dalej ona.
Niekiedy wracam do dni, w których była nader szczęśliwa i emanowała masą pozytywnej energii. Wtedy brała za wytatuowaną dłoń, pewnie splatając ze sobą palce, i ciągnęła do obranego przez siebie celu. Nieraz wyciągała mnie do ulubionej kawiarni na porcję karmelowych lodów z dodatkową posypką, a ja przyglądałem się jej z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
Zdarzało jej się, że zabierała nas na molo, gdzie przesiadywaliśmy ze stopami zwieszonymi z pomostu, zaś fale delikatnie, wręcz nieśmiało muskały naszą wrażliwą skórę stóp. Opowiadaliśmy sobie historie, o których wcześniej zapomnieliśmy wspomnieć. Śmialiśmy się ze swoich głupich wyborów i zatracaliśmy w sobie nawzajem jeszcze bardziej.
Oboje mieliśmy świadomość, że jedna osoba nie będzie potrafiła normalnie funkcjonować bez drugiej. Bo to tak, jakby choremu na astmę zabrać inhalator – da się z tym żyć przez kilka godzin, potem organizm powoli, stopniowo zaczyna odrzucać otoczenie.
Tak, oboje byliśmy chorzy. Nazywaliśmy to miłością, reszta chorobliwą obsesją.
Bywały też dni, co były neutralne. Ni to szczęśliwe, ni to smutne. Po prostu nijakie, a tych nienawidziłem najbardziej. Właśnie w takie godziny nie wiedziałem, czy lepiej będzie obejrzeć z nią horrory, które tak bardzo uwielbiała, czy może zabrać w jakieś nieznane do tej pory jej miejsce. Zawsze też istniała trzecia opcja, mówiąca o spotkaniu z bratem i jego dziewczyną. Chociaż ten scenariusz nie zawsze był kolorowy, bo obie nie pałały do siebie dużą dawką sympatii. O czym z bliźniakiem dobrze wiedzieliśmy i staraliśmy się pogodzić z ich odczuciami.
O uszy obija mi się dźwięk policyjnych syren. Miasto Aniołów nie do końca posiada trafną nazwę. Zacisnąłem prawą rękę w pięść, po czym stanowczo zaciągnąłem się dogasającym papierosem. Przetarłem spuchniętą twarz drżącą dłonią.
Jednak najczęściej nękały mnie chwile, kiedy pisaliśmy do siebie listy. Jakby mój umysł nie chciał pogodzić się z faktem, iż tym razem już nie napiszę do niej tych kilku kartek. W tamtym okresie nie widziałem jej materialnie, mogłem tylko operować wyobraźnią, by zobaczyć, jak bardzo się zmieniła w przeciągu miesięcy, lat. Nie mogłem usłyszeć tego ciepłego głosu, który skutecznie koił zszargane nerwy. Nie czułem bliskości jej ciała pachnącego cytrusami zmieszanymi z cedrem (ta woń nierzadko przyprawiała mnie o zawroty głowy).
Mogłem jedynie przelewać to, co czułem na papier, choć wiedziałem, że nie uda mi się odwzorować powagi uczuć, pragnień, tęsknoty – o niej nigdy nie wspominałem… Odpisywała tak szybko, jak mogła. Wiedziała, że niecierpliwie czekam na ten odzew; w każdym rękopisie zamieszczała jakąś cząstkę siebie. A to kawałek tekstu piosenki, a to pocztówkę z danego miejsca, czy też zwykłe, własnoręcznie wykonane zdjęcie krajobrazu, przyrody, ludzi, lecz nie siebie.
Za to nigdy nie pisała, co robiła, jaki obrała cel w życiu, czy jest szczęśliwa. Pomijała te tematy, więc musiałem to uszanować, w końcu każdy ma swoje wewnętrzne granice. Nie chciałem jej popędzać, sama powinna wybrać odpowiedni moment, by choć trochę mi zaufać. Z czasem wyjawiłaby mi wszystko, tak twierdziłem, otwierając scyzorykiem koperty zaklejone z kobiecą starannością.
Niechętnie wstałem z drewnianego krzesła, dogaszając papierosa o kant biurka. Cicho zamknąłem za sobą drzwi ciemnego pokoju. Zaczyna zapadać zmierz, to idealna pora na utulenie do snu Ines. Im staje się coraz większa, tym coraz trudniej przychodzi mi do niej zaglądać. Odnoszę wrażenie, że mnie nienawidzi.
Zatrzymałem się, zmieszany, przed pokojem dziewczynki. Nie jestem gotów, dzisiaj też nie jestem gotów. Znowu. Nabieram w płuca łapczywie powietrza, po czym niepewnie chwytam i przekręca klamkę. Zajrzałem przez niewielką szparkę do pomieszczenia.
Na widok sześciolatki coś ścisnęło mnie w gardle. Stoję tak chwilę, jej podobieństwo znowu rzuca mi się w oczy, powodując natłok niechcianych myśli, w tym wspomnień.
Bardziej boję się swojej córki czy siebie?
– Tatusiu? – wyrywa mnie z letargu.
Zawstydzony unoszę wzrok, by móc pochwycić jej spojrzenie. Tak jak przypuszczałem, przygląda mi się z obawą. Nie chce mnie tu
 – Tak, aniołku? – Szepczę ze sztuczną troską.
Chłodny wiatr, dostający się przez uchylone okno, smaga mój policzek. Pragnę stąd zniknąć, teraz, niczym gówniarz, który z dużo za dużą dawką procentów we krwi wraca do domu.
 –  Psecytas mi na doblanoc bajke?
Sepleni – dziwię się w myślach. – Ano tak, śpiąca jest przecież. Która to godzina?
Z zaangażowaniem oddaję się poszukiwaniom zegarka, byleby tylko zyskać na czasie. Czuję, jak krew zaczyna odpływać mi z twarzy, a serce zwalnia swoją pracę.
I pamiętaj, nie ma się czego bać. Chyba. – słowa odbijają się echem od ścian umysłu. Jej ostanie słowa. 
Żadnego zegara nie udaje mi się znaleźć, toteż zrezygnowany jestem zmuszony do odpowiedzi:
–  Oczywiście – odpowiadam półgłosem i wchodzę do pokoju.
Uczucie wyobcowania ogarnia mnie niemal za przekroczonym progiem. Nie byłem zadowolony z siebie. Nie tak zachowuje się dorosły, prawie trzydziestoletni mężczyzna. Sztywno siadam na skraju dziecięcego łóżka. Wzdycham, sięgając po jedną z książek leżących na etażerce.
– Wybierzesz sobie jakąś, dobrze? – Podaję Ines przedmiot do rąk.
Uśmiecha się beztrosko, na co kulę się w sobie jeszcze bardziej.
– Jasne. Ale ja ce te, co zawse – przeciągnęła ostatnią sylabę, ziewając donośnie, tym samym ukazując swoje zdrowe mleczaki.
– Tę, co zawsze… - zamyśliłem się, pocierając z zakłopotania dłonią brodę. Nie mam pojęcia, jaką bajkę czytał jej Tom najczęściej. A nie zapytam się przecież wprost, nie wypada.
– O te. – Wskazała tytuł z tyłu książki.
– Dobrze, przeczytam ci, a potem szybko idziesz spać. Co ty na to? – Rozluźniłem się nieco, dostrzegając małą rączkę kurczowo trzymającą moją dłoń.
– Taak, a telaz cytaj – ponagliła, przysuwając się bliżej mojego boku, by móc razem ze mną śledzić czytany tekst, uprzednio szczelnie okrywając się po pachy kołdrą z kwiatowym wzorem.


Historyjka jeszcze się nie skończyła, a usłyszałem płytki oddech dziecka pogrążonego w głębokim śnie. Ostrożnie wstałem z łóżeczka. Ucałowałem córkę w czoło, sam się sobie dziwiąc. Wcześniej takie gesty wobec niej przychodziły mi z ogromną trudnością, ten był prawie że naturalny.
Pokój zatonął w czerni, gdy zgasiłem światło. Kilka sekund później schodziłem już po schodach prowadzących wprost do salonu. Cień uśmiechu pojawił się na moich ustach, kiedy uświadomiłem sobie, co przed chwilą właśnie się wydarzyło.
Byłaby ze mnie dumna, na pewno.
Wykonałem ostatnie zadanie, jakie zostało mi powierzone dzisiejszego dnia, toteż teraz mogę bezkarnie udać się do swojego gniazdka w domu. Jeśli przemknę bezgłośnie, Tom nawet nie zauważy, że zszedłem na dół, więc nie będziemy mieli okazji na krótką rozmowę.
Choć ta z pewnością dobrze by nam zrobiła – ostatnio nie przebywamy ze sobą. Stałem się za bardzo zamknięty w sobie, by mógł do mnie dotrzeć. Z początku próbował, lecz szybko stracił zapał, widząc moje wiecznie niezadowolenie.
Tchnięty wewnętrznym impulsem zdecydowałem się na wypicie lodowatej, orzeźwiającej szklanki wody. Zatem zamiast skierować się w stronę grubych, dębowych drzwi, udałem się do holu, z którego to dało się dostrzec pojedyncze światło nad kuchenką.
Przetarłem twarz dłonią, by chociaż częściowo zakryć swój wewnętrzny niepokój przed gitarzystą. Dziwne, żywiłem wiele uczuć wobec Toma, ale nie niepokój… Musiał to zaobserwować, gdyż niechętnie oderwał ode mnie wzrok.
– Powinieneś się przespać. Wyglądasz… okropnie, Bill – stwierdził, obracając się w moją stronę, na co jedynie prychnąłem lekceważąco, po czym wyciągnąłem butelkę schłodzonej wody z lodówki, zaś w drugą rękę chwyciłem puszkę piwa. – A to zdecydowanie ograniczyć –  zasugerował szatyn, opadając na krzesło przy kuchennym blacie. –  Myślisz, że nie widzę, co się z tobą dzieje?
– No nie, znowu zaczynasz? Już to przerabialiśmy – mruknąłem. – A poza tym, piwo nie jest dla mnie, a dla ciebie – powiedziawszy to, zająłem miejsce naprzeciw bliźniaka, zasłaniając mu tym samym grający w tle telewizor. – Ja zadowolę się marną wodą – chciałem dodać coś jeszcze, ale słowa nie przeszły mi przed gardło.
Uniosłem wzrok, by widzieć dokładnie swojego rozmówcę.
– Tom, pamiętasz naszą poprzednią rozmowę? – Zagadnąłem i upiłem spory łyk ze szklanki, jakbym pił coś o wiele mocniejszego. – Latały wtedy talerze, Ines była zdezorientowana, ty na mnie wrzeszczałeś, a ja miałem cię tak głęboko w dupie, że to aż niemożliwe. Właśnie coś sobie uświadomiłem – wypowiedziałem się ze zdziwieniem w tonie.
Na twarzy Toma pojawił się szeroki uśmiech. Dobrze znałem tę minę. Liczy na to, że wreszcie zacznę poprawnie żyć, że zrozumiałem swój błąd, że snów będę jego młodszym, kochanym braciszkiem. Nie będę. Szkoda, że ja nie mogę równie silnie wierzyć w te złudzenia.
– Zanim coś powiesz, po prostu mnie wysłuchaj – ostrzegłem go oschle, to też nie umknęło jego uwadze. – Dawno założyliśmy się, że jeśli zagadam do Rauch…- zająknąłem się. Jej nazwisko z trudem przeszło mi przez ściśnięte gardło, a co dopiero, gdybym musiał wypowiedzieć jej imię. Odczekałem chwilę i ponownie zabrałem głos: – ...to wykonasz jedną moją zachciankę. Mam nadzieję, że to pamiętasz. Właśnie przyszedł moment na spłacenie tego długu, Tom. – Pochyliłem się nad nim, zniżając wokal do ledwo słyszalnego szeptu. – Wysłuchasz tej historii z moich ust. Już dłużej nie mogę dusić w sobie tych wspomnień. Wciąż nie potrafię o niej zapomnieć. Nie mogę powstrzymać łez cisnących mi się do oczu na każdą, nawet najmniejszą wzmiankę o niej. Nie potrafię, Tom. Czasami mam wrażenie, że stoi tuż obok. Że znowu spogląda na mnie swoim figlarnie seksownym spojrzeniem. Czuję ją dalej przy sobie, a przecież jej już od tak dawna nie ma… Tęsknię za tym jednym dotykiem. Ona była tak cholernie moja. Tylko moja. Nie umiem się pozbierać, choć minęło już sporo czasu, nieprawdaż? Ty nie chcesz mnie widzieć w takim stanie, mała pewnie też nie, a ja brzydzę się, gardzę sobą za to, co robię. Jestem pieprzonym egoistą – przyznałem łamiącym głosem, upuszczając szklankę na podłogę.
Brzęk tłuczonego szkła rozszedł się po całym mieszkaniu. Poczułem, jak we mnie równie szybko i gwałtownie coś pęka, rozlewając całą zawartość po zesztywniałym ciele.
– Być może ty widziałeś to wszystko inaczej, kolej na to, żebyś usłyszał moją wersję, a potem zrobisz, co zechcesz. Robię to dla Ines, nie chcę, by miała takiego ojca w pamięci. Więc siedź na dupie i mnie słuchaj. Nie odejdziemy od tego stołu, dopóki nie skończę, zrozumiano?
– Tak, Bill – zapewnił, poprawiając pozycję na krześle. – Pamiętaj, że ze zawsze, mimo wszystko, jestem przy tobie. Może nie ciałem, ale duchem. Możesz zaczynać.
– Nie poganiaj mnie. – Zgromiłem go chłodnym spojrzeniem.
Swoją postawą chciałem pokazać pewność siebie, stabilizację emocjonalną. Ale tak naprawdę oboje wiemy, co dzieje się pod skorupą mechanicznej lalki, jaką się stałem. Cierpię, tam w środku, gniję. Lecz nie obwiniam za to Avie. Przez myśl mi nawet nie przemknęło, by było to spowodowane z winy tak słodkiej i niezwykle delikatnej istoty, jaką była. A właściwie wciąż jest.
– Wszystko zaczęło się od…

*~*

San Francisco, godzina 21:06
Ile można siedzieć w przytłaczającej ciemności, czekając na chociażby nikłe mignięcie światła? Zdrętwiałe ręce nie mają ochoty walczyć o coś, czego nigdy nie zdołam dosięgnąć. Pozostawienie w odosobnieniu z własnymi myślami jest czasami niezwykle nierozważną decyzją, nieprawdaż? Najróżniejsze pomysły mogę wpaść wtedy do głowy. A zwłaszcza do głowy kreatywnej osoby.
Skrzypnięcie otwieranych, metalowych drzwi sprawia, że mam ochotę skryć się w najdalszym kącie celi. Lekka poświata wpada do pomieszczenia wraz z nią pojawia się nieznanej mi postury postać. Zmrużyłam oczy, by choć trochę wyostrzyć sobie obraz.
Dziwne, zwykle przychodzi starszy pan ze znudzony wyrazem twarzy, zerka przez okienko, a dopiero potem posiłek ląduje po mojej stronie (z tego, co zauważyłam, mężczyzna trzyma niewielką tacę w rękach).
Zapach jaśminowej herbaty delikatnie muska moje nozdrza – dawno nie miałam okazji wąchać czegoś równie przyjemnego. Jestem pewna, że nie jest obeznany w zasadach panujących w tym miejscu.
Źródło światła niknie, lecz „gość” wciąż przebywa po niewłaściwej części strefy.
– Czego chcesz? – burknęłam nieprzyjaźnie, spoglądając groźnie spod czarnej grzywki opadającej mi na oczy.
– Myślałem, że przyjemniej ci będzie zjeść kolację w czyimś towarzystwie i… - milknie, kiedy podnoszę się z trudem na nogi.
– Za takie myślenie, wierz mi, szybko pożegnasz się z tym jakże przytulnym budynkiem – zironizowałam i uśmiechnęłam się do niego krzywo.
– Jak widać, jeszcze się trzymam.
– Jeszcze – szepnęłam dobitnie. – Nie obawiasz się, że coś ci zrobię? Wiesz, w końcu ludzi bez powodu nie umieszcza się w takim ośrodku. To nie dom spokojnej starości, chociaż tutaj też rodzina pozbywa się członków rodziny.
Postawił tackę na małym stoliku, przy którym aktualnie stał. Przez chwilę patrzył w górę, po czym chwycił i pociągnął coś palcami w dół. Syknęłam, gdy z początku ostre światło wdarło się pod moje powieki, drażniąc nieprzyzwyczajone oczy.
– Nie, akurat o to się nie martwię. Nie masz wolnych rąk, a stopami nie jesteś w stanie nic mi zrobić – zauważył, mieszając małą łyżeczką herbatę.
Ciekawe, sądziłam, że chciał… właściwie to co? Wcześniej go nie widziałam, w ogóle. Ludzie tutaj nie pojawiają się i nie znikają bez przyczyny. On coś musi chcieć. Musi.
Usiadłam ociężale przy stoliku, by spożytkować w miarę pożywne danie. Zaczęłam od herbaty, sprawdzając, czy nie ma podejrzanego zapachu bądź konsystencji. Byłam prawie pewna, że substancja jest czysta. Okazała się nie tak gorąca, jak myślałam. Wychłodzenie organizmu jest poważną sprawą, a ja byłam wręcz przekonana, że reszta załogi nic by sobie z tego nie zrobiła, po prostu pracowaliby dalej.
Na około kwadrans nastała między nami cisza, potem chłopak rozpoczął konwersację:
– Nie do końca zgadzam się z tutejszymi przepisami. To, co ci robią, powinno ujrzeć światło dzienne. Nie jesteś królikiem doświadczalnym, też przecież masz czucia. Przede wszystkim jesteś człowiekiem, a więc istotą rozumną. Czujesz i reagujesz na wszystko, co ma związek z twoim otoczeniem.
– Gratuluję spostrzeżeń, ale to niczego nie zmieni. Nagle nie zmienią się ludzie, a ja nie poczuję się lepiej. Poza tym, w ogóle nie powinno cię tu być. To zakazane – podkreśliłam. – A co do moich rąk, zastanowiłabym się na twoim miejscu dwa razy, czy na pewno są takie ograniczone, na jakie wyglądaj. – Na zakończenie puściłam mu perskie oko.
– Pomyślałem sobie, że poznam cię trochę lepiej. Nie z tej naukowej strony…
– Mówiłam ci już, że myślenie nie jest twoją mocną stroną – wtrąciłam kąśliwie.
– Jak masz na imię? – Zapytał niewzruszony.
– Jestem tylko kolejnym wpisem na liście przy liczbie czterysta osiemdziesiąt trzy – mruknęłam.
Zaśmiał się serdecznie, choć w moich uszach zabrzmiało to raczej gorzko.
– Pytam się o twoje prawdziwe imię. Nigdzie nie mogłem go znaleźć, właściwie to twoje akta gdzieś na razie przepadły. – Uderzył się otwartą dłonią w czoło. – No tak, zapomniałem. Jestem Sam.
Jak ja mam na imię? Nie pamiętam.. Nie wiem nawet, ile mam lat. Jakie to miasto? Zmarszczyłam z zamyślenia brwi. Moje akta nie mają prawa się zawieruszyć, to dla instytutu sprawa życia i śmierci. Coś mi tu nie gra.
– Chyba… na imię mi – urwałam, niepewna. – Nie mam bladego pojęcia, wymyśl sobie jakieś.
– Tak jak myślałem. – Pokiwał głową. –Zrobili ci totalnie pranie mózgu. Avie, to twoje imię, a przynajmniej na takie się natknąłem. Oni nazywają cię inaczej, słyszałem.
Zawieszam wzrok na ledwo rozpoczętej kaszy z jogurtem. Jakoś apetyty nagle mi zależał. Fala niekontrolowanego gorąca buchnęła we mnie z przerażającą siłą.
Ile czasu przebywam w Asylum?
– Chcę cię zbadać.
Na te słowa sztywnieję, wbijając wściekłe spojrzenie w oczy Sama. Nie pozwolę kolejnej osobie mnie wykorzystać. Nie.
– Nie chcesz. Gryzę. – Ukazałam rząd niedawno białych zębów.
– Zrobię to od innej strony oraz w znacznie krótszym czasie i przyjemniejszą dla ciebie metodą. Zaufaj mi.
Naiwny – pomyślałam. – Przyda się, oj, nawet nie ma pojęcia jak bardzo mi się przyda.
– Powiedzmy, że się zgadzam, ale stawiam swój jeden warunek: na koniec zrobisz coś dla mnie, zgoda?
– A dokładnie co?
Prycham.
– Na koniec. Chyba że wolisz od niego zacząć, tyle że wtedy twoja próba zbadanie mnie nie pójdzie po twojej myśli, Sam.
Staram się pozbierać myśli, by wszystko poszło zgodnie z układanym tygodniami planem. Spadł mi niczym grom z jasnego nieba, dokładnie takiej osoby potrzebowałam. Obeznanej na szczegółowym planie tego budynku, a skoro do mnie trafił, musi go znać.
– Opowiedz mi wszystko, co pamiętasz. Tylko tyle, nic więcej. – Wzrusza obojętnie ramionami.
– Kiedy przebywałam tu swoje pierwsze dni, wierzyłam, że są tu dobrzy, współczujący ludzie – zaczęłam. – Myślałam, że zrozumieją moją sytuację – spojrzałam stanowczo w barwne tęczówki chłopaka. – Jestem matką, o ile sobie tego nie wymyśliłam. Straciłam obie miłości życia. Jedną, z którą byłam mocno związana, drugą, której nawet na oczy nie widziałam.
– Czy on wiedział, że ty…? – Nie dokończył, bowiem jego uwagę zwróciła niezjedzona przeze mnie kolacja.
Skinęłam ukradkiem na niego głową.
– Nie, nie wiedział.
– Dlaczego? – spytał dobitnie, naruszając moją bezpieczną granicę prywatności.
– Gdybyś… Bo widzisz… Ech, wystarczyłoby, że porozmawiałbyś z nim chwilę. Nie, nawet nie chwilę, zamienił tylko jedno słowo. Jedno zdanie z jego ust dałoby ci odpowiedź na to pytanie – uogólniłam, zsuwając się niżej na niewygodnym krześle. – On po prostu był zbyt kruchy, zbyt wrażliwy, za delikatny, by móc poradzić sobie z taką informacją.
– Ale po co to zrobiłaś? Bo dalej nie za bardzo to rozumiem, Avie.
Westchnęłam. 
Kiedy kochasz kogoś naprawdę, pragniesz go chronić przed każdym wcieleniem zła tego pieprzonego świata. Nawet przed sobą…

~
April Vorreiter Cieszę się, że zdołałam przykuć Twoją uwagę. Hm, czy ja wiem, dużo tajemniczości, jak dla mnie, tam nie ma. Ale nie mnie to oceniać. Ano widzisz, jednak się chyba doczekałaś.
Ka. Co racja, to racja. Jakoś prologi na razie najlepiej mi wychodzą, tajemnica musi być. Znowu smutno? Może dlatego, że to koniec, a nie początek ^^
Noelle Kaulitz Jejku, dziękuję, to strasznie miłe! W ogóle dalej nie mogę z tego, że myślałaś, iż mam szesnaście lat. O czym Ty, kurde, myślałaś? I co, znalazło się na tej liście tekstów, do których wracasz niemal codziennie? 
Sylwia Szymańczuk A i owszem, to jest ten tekst, który już kiedyś czytałaś. Tylko "trochę" w nim pozmieniałam, bo tamta wersja o wiele mniej do mnie przemawiała. Tyle w komentarzach dobrych słów, że nie wiem, gdzie ja je wszystkie pomieszczę.
attention TH Tak, nie byłam z początku do tego przekonana, ale ten wątek musiał się tu pojawić. Jest prawie że kluczowy w tej historii. Fakt, zaczyna się robić tajemniczo, mam wrażenie tylko, że znowu pozostawię jakiś niedosyt po tym opowiadaniu. Sekrety są niezwykle intrygująca, a głównej bohaterki już w szczególności.
Natalie Po przeczytaniu Twojego komentarza czułam, jak coś ciepłego wylewa mi się po sercu. Dziękuję, to zapewne trochę dodało mi skrzydeł i pewności w kwestii zaczętej przeze mnie historii. Haha, wystarczy, że dasz mój blog w obserwowane i tyle. Generalnie będę starała się wstawiać coś nowego co dwa tygodnie. Prawda, ale ten typ narracji jest równie ciężki do napisania, zachowania logiki tekstu, jak i do odbioru przez czytelnika. I pomyśleć, że jeszcze rok temu nie potrafiłam tak pisać...
Adeline. Jak to nie przerobiłam tego aż tak bardzo? No proszę Cię, prawie wszystko zmieniłam, prócz słów, zdań i złożeń, które mi się podobały i jako tako jeszcze pasowały w klimat prologu. No cóż, tym razem opowiadanie nie będzie jedynie od strony Kaulitza. A ja niestety do dialogów nie mam jakiegoś farta, nie za bardzo lubię je tworzyć (zawsze mam wrażenie, że są jakieś niemrawe i takie, nijakie), choć może z czasem mi się to zmieni. Ines, mnie też się podoba to imię, miał być to skrót od pewnego słowa, ale stwierdziłam, że to dziecko i tak już jest dostatecznie pokrzywdzone.
unnecessary Nie mam Ci go wcale za złe, sama mam niekiedy duże opóźnienia u Ciebie. Wróciłam, nie mogę zostawić pisania i tego świata, chyba za bardzo się z nim związałam. Poza tym jest jeszcze jedna rzecz do wytłumaczenia z SM. Też się sama dziwię, że aż tyle zmieniłam w sposobie przelewania myśli na papier, zobaczymy, jak sprawa będzie się miała jeszcze za rok. 
Marta Rys A to dopiero początek, choć nie powiem, fascynuje mnie wizja środka tego opowiadania, bo kompletnie nie wiem, jak się ono dalej potoczy. Może to i będzie mało skromne z mojej strony, ale jeśli chcesz uwielbiać mnie jeszcze bardziej, sprawdź, co oznacza "Lynx" ^^

10 komentarzy:

  1. No nie bardzo mnie pociesza, że to był koniec! >.<
    Ech. Mam mieszane uczucia. Czasem nienawidzę być kobietą. Jak to jest, że nie masz nawet 15 lat a piszesz tak zajebiście..? Mogę mieć przy Tobie kompleksy ^^
    Jestem jakaś wypruta emocjonalnie, a ten rozdział, nie pomógł ;3
    Przeczuwam mocną historię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu Avie? Co się stało?! ("Co tu się dziejuje?!" ~ Sonja 2k15 :D)
    Jeszcze więcej niewiadomych. Lubię tak.
    Nic dziwnego, że Bill nie potrafi traktować Ines tak jak trzeba, skoro za każdym razem, kiedy na nią patrzy, przypomina mu się jego najważniejsza część życia, taka, z którą nie rozstajesz się bez zaciśnięcia bezsilnie ust i wewnętrznego rozdygotania. Dlaczego nie wyślą go na jakąś terapię? Albo w sumie najważniejsze: dlaczego Tom nie postara się trochę bardziej o to, by wyciągnąć go z dołka?
    O ile jeszcze się da.
    Dziewczyna ma szczęście. Zawsze znajdzie się ktoś, kogo można wykorzystać, sprawić, by tańczył, jak ci zagra, wystarczy trochę dobrych chęci ze strony tej osoby i już, puff, jesteś marionetką. Jesteś dobry, to jesteś słaby. Wiem, o czym mówię. I ty pewnie też. Nie dziwię się, że ona już nie chce wykrzesać z siebie odrobiny zaufania, albo chociażby dystansu. Smutne jest jej życie w tym momencie.
    Widać twoje uczucia w tekstach. Widać, że przelewasz na nie cały swój strach, uwielbienie, delikatność, empatię, szczerość – czuć to. I naprawdę bardzo lubię je czytać, wiesz? Brakowało mi tego. Emocji spomiędzy wierszy.
    One wcale nie są ukryte. Są na wierzchu.
    Kurczę, w całym komentarzu musiałam usuwać imię Nicki >< Przyzwyczajenia. Życzę ci mniej negatywnych, więcej pozytywnych emocji, o których już wspomniałam. I pisz. Bo ja zawsze czekam.
    Nie potrafię pisać bezuczuciowo. Teraz już nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam ci jeszcze powiedzieć, że historia nabrała dużo dojrzalszego i poważniejszego wydźwięku. Zawsze myślałam, że nigdy nie spotkam kogoś, kto pisze, przesadzając, na mniej więcej równym stopniu, co ja. I mogę śmiało stwierdzić, że znalazłam kogoś lepszego (bez zawiści to mówię, tylko szczerość!)
      Dodam jeszcze, że życzę ci dużo weny i chcę następny rozdział. Środo, wybawicielko moja! Ty jesteś jak zdrowie; Ile cię trzeba czekać, ten tylko się dowie, komu neta odcięli...

      Usuń
    2. Wchodzę kilka razy dziennie, zauważam coraz więcej szczegółów.
      Ja pierdolę, chcę tak pisać...

      Usuń
  3. Nawet nie wiesz jak sie ucieszylam widzsc Twoj wpis na grupie :) ostatnio tylko mozna przeczytac tam o "Lalce",ktora kompletnie domnie nie przemwia i wrecz wyczekiwalam az w koncu ktos doda cos,co uwielbiam czytac ! Dziekuje ;)

    Cholernie zaciekawilas mnie ta historia. Avie,jak mniemam,przebywa w jakims osrodku zamknietym i cod musi byc z nia nie tak,ze tam trafila. Juz nie moge sie doczekac az wyjawisz nam kazdy szczegol .

    Szkoda mi Billa,jest chodzaca kupka nieszczescia. Mam nadzieje ,ze dla dobra swojej corki i siebie , ogarnie te swoje cztery litery.

    Czekam na kolejna srode ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bill zrobił postępy. Chyba zaczyna powoli zamieniać się w prawdziwego ojca. Co mnie niezmiernie cieszy.
    Za to mam dziwne wrażenie że Avie jest w jakimś dziwnym szpitalu. Oby nie psychiatrycznym. A coś czuje że może tak być. Ale to tylko moje zdanie. Niezmiernie się cieszę, że dodałaś ten odcinek. Zwłaszcza był ratunkiem dla mojej osoby dziś.
    Na prawdę uwielbiam Twoje opowiadania. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny odcinek. Powodzenia i weny życzę. :)
    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo dobrze, że mi przypomniałaś- już dodaję Cię do polecanych :D Cieszę się z tego odcinka jak głupia, bo jak wiesz- bardzo na niego czekałam. Nie zostałam ani trochę rozczarowana fabułą i stylem pisania. Bardzo dobrze, że wybrałaś narrację pierwszoosobową, bo dzięki temu można się jeszcze lepiej wczuć w sytuacje bohaterów. Wiesz co robisz?:D Intrygujesz mnie, kolejną historią, na którą będę teraz cały czas czekać :D Chciałabym kiedyś napisać Ci coś w stylu, że błędy, że nieskładnie, że brak konsekwencji- ale się nie da!:D Ciekawa jestem jak Avie znalazła się w tym ośrodku no i co Bill powiedział bratu. Pisz, bo robisz to idealnie!:D
    Czekam, jak zwykle niecierpliwie na kolejny rozdział.
    Buziaki <3
    Natalie

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem pod wrażeniem Twojego talentu! Przeczytałam to w ułamku sekundy dosłownie. Zżera mnie teraz ciekawość, jak poprowadzisz to opowiadanie. Będę tu zaglądać. Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisałam Ci wczoraj komentarz, ale niestety blogspot mnie nie lubi i muszę napisać go jeszcze raz.
    Problem polega na tym, że ja mam prawie zawsze opóźnienie u Ciebie, a tak naprawdę gdybym chciała to znalazłabym czas, żeby to naprawić. Muszę się zmobilizować, bo studia totalnie mnie zdezorganizowały. Ja cały czas rzucam pisanie, ale jak na razie - wracam.
    Przede wszystkim w oczy rzucają się literówki, których jest tu całkiem sporo (chyba, że je już poprawiłaś - odcinek przeczytałam chwilę po dodaniu). Trochę mnie to zdziwiło, bo zazwyczaj nad tym panujesz...
    Fabuła jest jak zawsze pokręcona - zupełnie jak Ty. Teraz zupełnie Cię nie widzę w jakimś normalnym, przyziemnym temacie... choć może kiedyś się tego doczekam.
    Twoi bohaterowie cierpią, ale na to cierpienie skazała ich ona. Okrutna? Bezlitosna? Nie jestem pewna. Ciężko oceniać kogoś nie znając jego motywów - te jednak ujrzą światło dzienne później.
    Ściskam mocno i do przeczytania. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze to na tej liście są tylko dwa teksty. Twój i Kamili xD
    A co do rozdziału to jest idealny pod każdym względem :3 Tak się cieszę, że zaczęłaś opowiadanie, że czyta mi sie to z taką łatwości :D
    Coś czuję, że to opowiadanie będzie tak samo tajemnicze jak poprzednie, ale oby nie, bo średnio to lubię xD :D Buziaczki i czekam na dalszą część :D <3

    OdpowiedzUsuń